• alles.jpg
  • artgo.jpg
  • autoserwis.jpg
  • biga.jpg
  • centrum_napraw.jpg
  • domek_sielpia.jpg
  • familia.jpg
  • good_car.jpg
  • juszczak.jpg
  • komat.jpg
  • kubaty.jpg
  • lisak.jpg
  • moto_serwis.jpg
  • niezasmiecaj.jpg
  • parkiet_krak.jpg
  • rasterek.jpg
  • serczyk.jpg
  • sfotografuje.jpg
  • wwm.jpg

Reklama

  • alteks.jpg
  • brzoskwinia.jpg
  • geoconsulting.jpg
  • kruk.jpg
  • mirex.jpg
  • pokoje_goscinne.jpg
  • pp.jpg
  • pralnia.jpg
  • płazy.jpg
  • szkolka.jpg
  • weterynarz.jpg

W piątek, 27 kwietnia, wracałam sobie busem z Krakowa, a potem szłam od tego busa do domu. Od drogi krajowej 79.

 

Nie pisałabym o dacie tak dokładnie, gdyby nie fakt, że znaczenie pierwszorzędne ma tu pogoda panująca tego dnia. A był to pierwszy dzień upałów; w mojej spódniczce i cienkiej bluzce dosłownie rozpływałam sie z gorąca.

 

A tu naprzeciwko mnie, krokiem stosownym do tego kim jest, porusza się biegacz. Skupiony, poważny – tak, jak to tylko biegacze na treningu potrafią być (na zawodach są dużo radośniejsi). I co ciekawsze, odziany od kolan do szyi w czerń – czarne krótkie legginsy (sama biegam w takich i innych nie uznaję) i czarny podkoszulek z zielonymi wstawkami – obiektywnie rzecz biorąc bardzo ładny i dopasowany do spodenek, ale w tym szczególnym (pierwszym upalnym – przypominam) dniu postawiłabym na jego miejscu raczej na aspekt praktyczny (białego coś!).

 

Uśmiechnęłam się do pana promiennie i zagadnęłam: „Ćwiczysz na Jurajski?”; „Mhm” – odpowiedział z uśmiechem on, „No to powodzenia życzę”, po czym pobiegł dalej, a ja, rozmyślając na tematy okołobiegowe, udałam się do domu (przeklinając w duchu moją czarną spódniczkę).

 

Hm... pamiętam, jak zaczynałam biegać. Było to w 2007 roku i byłam drugą w Rudawie osobą biegającą. Pierwszy był pan starszy ode mnie o pół pokolenia.

 

Polubiłam to bieganie ogromnie i biegałam sobie dwa razy dziennie najchętniej o szóstej rano (w czasie wakacji to jest fajna pora, kiedy jest jeszcze czym oddychać i nawet intensywny bieg – czyli obfite pocenie się – nie jest wysiłkiem ponad siły) i po zapadnięciu ciemności – po drodze do Radwanowic.

 

Mój mąż, mając świadomość tego, że: primo: nasze dzieci chodzą tu do szkoły i przedszkola, secundo – jesteśmy tu „ludnością napływową”, wypowiedział wtedy znamienne słowa: „Chcesz to sobie biegaj, ale bardzo cię proszę, nie biegaj po wsi, bo się ludzie będą z dzieci śmiali, że ich mama zwariowała”. No i nie biegałam po wsi. Szłam na skraj Rudawy spokojnym krokiem, a tam dopiero uskuteczniałam bieg.

 

Oczywiście nie minęło czasu mało wiele, kiedy „cała wieś” wiedziała, że biegam (Skąd? Nie wiem...), a ja niezrażona biegałam dalej.

 

Teraz w Rudawie, Zabierzowie, Kochanowie, Kleszczowie, Bolechowicach biega nas już całkiem spora rzesza, i nikt z nas się z tym nie ukrywa, i nie chodzi cichaczem na skraj wsi, aby tam dopiero żwawiej zacząć przebierac nogami.)

 

No cóż ... Tempora mutantur et nos mutamur in illis.(łac. czasy się zmieniają, a my zmieniamy się wraz z nimi).

 

 

Gabriela Kucharska

grochowka.jpg