• alles.jpg
  • artgo.jpg
  • autoserwis.jpg
  • biga.jpg
  • centrum_napraw.jpg
  • domek_sielpia.jpg
  • familia.jpg
  • good_car.jpg
  • juszczak.jpg
  • komat.jpg
  • kubaty.jpg
  • lisak.jpg
  • moto_serwis.jpg
  • niezasmiecaj.jpg
  • parkiet_krak.jpg
  • rasterek.jpg
  • serczyk.jpg
  • sfotografuje.jpg
  • wwm.jpg

Reklama

  • alteks.jpg
  • brzoskwinia.jpg
  • geoconsulting.jpg
  • kruk.jpg
  • mirex.jpg
  • pokoje_goscinne.jpg
  • pp.jpg
  • pralnia.jpg
  • płazy.jpg
  • szkolka.jpg
  • weterynarz.jpg

- OSP Rudawa do organizatora! Cisza...
- OSP Bolechowice do organizatora!
- Zgłaszam się.
- Za pół minuty start.
- Zrozumiałem. Pada huk wystrzału i XI Półmaraton Jurajski rusza na trasę. Dzień jest upalny – jak zawsze w czasie Półmaratonu Jurajskiego, biegacze pełni wiary, że i tym razem pokonają słynne jurajskie podbiegi i upał, bo to on jest zawsze największym wyzwaniem dla zawodników; piękna przeszło 21. kilometrowa trasa technicznie do łatwych nie należy, a w dodatku cała przebiega w pełnym słońcu, dając odrobinę cienia w czterech zaledwie miejscach. Ja, bezpiecznie schowana w samochodzie organizatora, poznaję półmaraton od strony, od której nigdy nie było dane mi go poznać – jestem w mobilnym punkcie koordynującym służby rozmieszczone na trasie – policję, jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej, karetki pogotowia. Cisza w eterze, samochód pana Wojtka wyposażony w krótkofalówkę stoi tuż przed biegaczami, ja na tylnym siedzeniu jego auta z plecaczkiem fotograficznym. Ruszamy! -OSP Bolechowice do wszystkich. Za pół minuty rusza maraton.

(Tutaj tak się po prostu mówi; nic to, że plakaty z nazwą Półmaraton Jurajski wiszą na każdej tablicy ogłoszeń w gminie; nic to, że mieszkańcy wszystkich domów znajdujących się przy trasie półmaratonu dostali ulotki z przeprosinami za utrudnienia. Maraton i kropka! :)

- Już ruszył. Zawodnicy wystartowali. – to pan Wojtek. Jedziemy tuż za samochodem policji prowadząc czołówkę. Już na drugim kilometrze od reszty odskakuje pięciu zawodników, nie dając pozostałym złudzeń, że to oni rozdają tu dzisiaj karty. Na siódmym kilometrze zostanie ich w ścisłej czołówce trzech, na dziesiątym dwóch. Jedziemy, co jakiś czas odzywa się krótkofalówka
- Pierwszy zawodnik wybiegł z Brzezinki i wbiegł do Więckowic.
- Pierwsi zawodnicy wbiegli do Zielonej.
- Na trasie spokój, pierwszy zawodnik zaraz będzie w Bolechowicach... Takie to interesujące komunikaty co jakiś czas odzywają się w tle. Rzucam żartem, że jest, jak w polskim filmie – nic się nie dzieje. Pan Wojtek mówi, że marzy o tym, żeby tak było do końca, bo jeżeli na trasie zaczyna się dziać coś niepokojącego – omdlenia, kontuzje – to wtedy to radio nie milknie. A że aura jest, jaka jest, więc na ogół radio nie milczy. Tylko w 2013 roku na trasie biegu nie było żadnej interwencji medycznej; co roku, niestety, są. Jedziemy obserwując pierwszego zawodnika i rozmawiamy o tym, jak Półmaraton Jurajski ewoluował w ciągu jedenastu swoich edycji; o tym, że na początku była to prawdziwa walka z wyjątkowo upartą materią, że mieszkańcom wcale nie podobało się to, że przez trzy godziny mają zamknięte drogi, że mało kto kibicował, że dogadanie się z jednostkami OSP często graniczyło z cudem – bo tak właśnie było. A potem, stopniowo, to nastawienie ludzi się zmieniało – zaczęli kibicować, stawiać przed swoimi domami miednice i kubeczki z wodą, polewać zmordowanych zawodników wodą z węży ogrodowych, klaskać, dzieci wystawiają rączki do przybicia piątek – generalnie na trasie jest naprawdę sporo kibiców i są to kibice autentycznie życzliwi. Zaś organizator doceniając ich zaangażowanie, co roku jedzie za busikiem z nazwą „Koniec Biegu” i tym najbardziej aktywnym wręcza zgrzewki piwa, a dzieciom słodycze bądź soki. Kibice nie dość, że się fajnie bawią, to są jeszcze za to nagradzani.

(Mnie, spośród wszystkich kibiców, najbardziej zachwycił spokojny starszy pan, który przed bramę swojej posesji wystawił duży stół ogrodowy nakryty obrusem, a na nim umieścił sporych rozmiarów misę ze świeżymi truskawkami. Od swoich przyjaciół tradycyjnie zamykających bieg Ekipą Ostatniej Minuty dowiem się, że tymi truskawkami pan częstował ludzi do samego końca.

Ergo: po prostu ich dokładał, bo jedną – nawet największą misą, nie nakarmiłby przeszło tysiąca osób, które stanęły na starcie.)

Bieg trwa, ja wysiadam z samochodu na 15 kilometrze i przystępuję do swojej pracy, czyli robienia zdjęć zawodnikom. Lubię to. Biegacze, jak to biegacze, biegną; ja zagrzewam ich do walki i namawiam do uśmiechu, żar się z nieba leje, czasem powieje delikatny zefirek. Zawodnicy uśmiechają się chętnie, pacemakerzy zagrzewają do walki swoich podopiecznych, jedni zawodnicy są świezi jak pierwiosnki, inni przemieszczają się „na ostatnich nogach”. Zwykły polski bieg. Zwykły?! Nie! To mógłby być zwykły bieg! (jak głosi hasło reklamowe jurajskiego święta), ale on wcale zwykły nie jest! To kultowy Półmaraton Jurajski!

Gabrysia Kucharska

 

 

 

krakow_airport.jpg